Terenowo :)
Piątek, 4 czerwca 2010
Km: | 47.06 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 02:38 | km/h: | 17.87 |
Pr. maks.: | 47.00 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kross Level A2 XT | Aktywność: Jazda na rowerze |
Miałam się uczyć, ale jak zawsze nie wyszło :P Rano Marcin napisał, czy nie idę na rower, a ja wiadomo co mogłam odpisać :D Jeszcze telefon do Dawida i byliśmy ustawieni o 14 pod Spodkiem. Stamtąd skierowaliśmy się na Dolinę Trzech Stawów, lasy murckowskie i na hałdę na Kostuchnie. Na szczęście wnoszenie roweru mnie ominęło :D
Chwila odpoczynku na górze i zaś na dół.
Oczywiście ja tamtędy nie zjechałam, pojechałam sobie mniej hardkorowym zjazdem :P
Z hałd skierowaliśmy się do Marcina na mały odpoczynek, serwis i uzupełnienie płynów.
Od Marcina znowu w tereny, gdzieś w stronę Kamionki. Trasa świetna, trochę błotka też było :)
"Najlepsze" było jak goniłam chłopaków, bo oni oczywiście pędzili... Jadę sobie tak z 30 km/h w dół po żwirze, nagle skręt albo w prawo do jakiegoś gospodarstwa, albo w lewo do lasu. Ja, jako że nie wiedziałam gdzie jechać, to zaczęłam hamować, tylne koło mi uleciało na bok, SPDki na szczęście mi się wypięły i ponoć przeleciałam jakoś jedną noga nad kierownicą :P Na szczęście gleby nie zaliczyłam, ale co najlepsze... Biorę ten rower i coś mi się nie podobało, a tu nagle tylne koło mi odlatuje :O Masakra, chwilę wcześniej, a mogłam się nieźle poobijać... Dobrze, że to się stało w ogóle gdzieś na bocznych drogach, a nie na ulicy... Teraz chyba będę przed każdą jazdą sprawdzać każde śrubki, w sumie też mogłam pomyśleć, że do samo z siebie może się odkręcać, ale ani razu jeszcze koła nie wyciągałam, więc myślałam, że tak jak było przykręcone, tak dalej jest... Już tak nie przeżywam, ważne, że żyję i mam nauczkę na przyszłość :P
Oba koła zostały mocno przykręcone i skierowaliśmy się w las, a potem już na drogę w Kamionce i ulicą Kościuszki w stronę Katowic. Tutaj ostatni odpoczynek i zaś w drogę:
Dotarliśmy już do Katowic, stamtąd droga przez Ligotę, gdzie pożegnaliśmy Dawida. Na Mikołowskiej rozstanie z Marcinem i do domu.
Średnia taka sobie, chociaż zależy jak patrzeć, dużo terenu i dużo górek, więc nie jest chyba tragicznie :P
Chwila odpoczynku na górze i zaś na dół.
Oczywiście ja tamtędy nie zjechałam, pojechałam sobie mniej hardkorowym zjazdem :P
Z hałd skierowaliśmy się do Marcina na mały odpoczynek, serwis i uzupełnienie płynów.
Od Marcina znowu w tereny, gdzieś w stronę Kamionki. Trasa świetna, trochę błotka też było :)
"Najlepsze" było jak goniłam chłopaków, bo oni oczywiście pędzili... Jadę sobie tak z 30 km/h w dół po żwirze, nagle skręt albo w prawo do jakiegoś gospodarstwa, albo w lewo do lasu. Ja, jako że nie wiedziałam gdzie jechać, to zaczęłam hamować, tylne koło mi uleciało na bok, SPDki na szczęście mi się wypięły i ponoć przeleciałam jakoś jedną noga nad kierownicą :P Na szczęście gleby nie zaliczyłam, ale co najlepsze... Biorę ten rower i coś mi się nie podobało, a tu nagle tylne koło mi odlatuje :O Masakra, chwilę wcześniej, a mogłam się nieźle poobijać... Dobrze, że to się stało w ogóle gdzieś na bocznych drogach, a nie na ulicy... Teraz chyba będę przed każdą jazdą sprawdzać każde śrubki, w sumie też mogłam pomyśleć, że do samo z siebie może się odkręcać, ale ani razu jeszcze koła nie wyciągałam, więc myślałam, że tak jak było przykręcone, tak dalej jest... Już tak nie przeżywam, ważne, że żyję i mam nauczkę na przyszłość :P
Oba koła zostały mocno przykręcone i skierowaliśmy się w las, a potem już na drogę w Kamionce i ulicą Kościuszki w stronę Katowic. Tutaj ostatni odpoczynek i zaś w drogę:
Dotarliśmy już do Katowic, stamtąd droga przez Ligotę, gdzie pożegnaliśmy Dawida. Na Mikołowskiej rozstanie z Marcinem i do domu.
Średnia taka sobie, chociaż zależy jak patrzeć, dużo terenu i dużo górek, więc nie jest chyba tragicznie :P