Popradzkie Pleso / Strbskie Pleso, Tatrzańska Łomnica - Zdiar
Niedziela, 10 lipca 2011
Km: | 33.67 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:04 | km/h: | 10.98 |
Pr. maks.: | 55.50 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 290m | Sprzęt: Kross Level A2 XT | Aktywność: Jazda na rowerze |
Następny dzień naszego wypadu :) Wstaliśmy dość późno, zjedliśmy śniadanie, zebraliśmy się i myśleliśmy nad trasą. Pierwotnie mieliśmy jechać do Śląskiego Domu (1665 m n.p.m.) u podnóża Gerlachu, jednak zmęczona wczorajszą trasą i pełna obaw przed opisem trasy ("morderczy podjazd") chciałam coś lżejszego, więc Gary zlitował się nade mną i postanowiliśmy wybrać się nad Popradskie Pleso i stamtąd nad Strbskie Pleso. Kierujemy się do kolejki i jedziemy do Popradskiego Plesa (zastavka).
Gerlach ładnie nam pozował :)
Ze stacji cały czas podjazd do schroniska nad Popradskim Plesem.
Dojeżdżamy do rozejścia pod Symbolicznym Cmentarzem Ofiar Gór (1505 m. n.p.m.)
Postanawiamy wjechać (a raczej wejść z rowerami :)) i go obejrzeć. Znajdujemy się w tym momencie na najwyższej położonym punkcie naszej wycieczki, czyli na wysokości 1523 m n.p.m.
Następnie wracamy się i jedziemy do schroniska nad Popradskim Plesem, które znajduje się na wysokości 1500 m. n.p.m. Stamtąd prowadzi szlak na Rysy.
Z widokiem na Ostervę :)
Po odpoczynku kierujemy się w stronę Strbskiego Plesa. Generalnie to był mój pomysł, żeby iść/jechać czerwoną magistralą, bo jakoś wydawało mi się to szybciej, aniżeli mielibyśmy zjeżdżać do Popradskiego Plesa (zastavka), a stamtąd do góry nad Strbskie Pleso. Co się dziś okazało - nie jest to szlak, gdzie są dopuszczane rowery :) Trudno też się dziwić, nie był bardzo przejezdny, zwłaszcza na początku się trochę nanosiliśmy tych rowerów.
Goniła nas też wielka chmura, w oddali było słychać grzmoty, aż w końcu złapała nas ulewa, na szczęście nie trwało to zbyt długo. Im niżej schodziliśmy, tym droga była coraz lepsza, tzn. bardziej przejezdna :) W końcu wsiedliśmy na rowery i powolutku, przy okazji mocno zaciskając hamulce i uważając na śliskie korzenie zjeżdżaliśmy do Strbskiego Plesa.
Ręce i stopy strasznie bolały po tym zjeździe, ale już było niedaleko, widać było Strbskie Pleso :P
Zjechaliśmy w końcu, jednak objechać jeziorka nie zdążyliśmy, bo czas nas gonił, bo była już 15, a myśmy musieli jeszcze dojechać do Nowego Targu na pociąg na 21...
Także ostatnie zdjęcie i w tle Rysy :)
A potem już kolejką do Tatrzańskiej Łomnicy.
Bardzo się zachmurzyło, a z kolejki mieliśmy świetny widok na błyskawice w oddali... Trochę też znów popadało. W Tatrzańskiej Łomnicy wysiedliśmy, zrobiliśmy ostatnie zakupy i w drogę. Niestety pozytywnie już nie było, bo mieliśmy niecałe 4h na dotarcie do Zakopanego, żeby zdążyć na pociąg, my byliśmy zmęczeni, a mnie jeszcze zaczął boleć ząb. Ale jechaliśmy, jeszcze nas burza złapała, jednak na szczęście mocno nie padało. Ale postanowiliśmy złapać jakiś autobus i dostać się jak najbliżej Nowego Targu/Zakopanego. Za miejscowością Zdiar zatrzymał się na przystanku autokar, który akurat jechał do Zakopanego. Kierowca widząc nas przemoczonych i zmęczonych wziął nas razem z rowerami :) Także trochę oszukaliśmy, bo nie przejechaliśmy tego, co mieliśmy, ale już trudno. Dojechaliśmy do Zakopanego, tam odpoczynek w McDonaldzie (chciałam iść jeszcze na placki, ale nie zdążyliśmy :P), przebranie się i umycie w toalecie (:P), jedno zdjęcie na tle Giewontu na Krupówkach i na pociąg, który był o 21.00 :)
Wagony pełne ludzi, na szczęście udało nam się wstawić rowery do "specjalnie przystosowanego przedziału" (który był kiepsko umiejscowiony i na dodatek były tylko 3 miejsca na rowery...), a my siedliśmy sobie obok, między innymi z sympatyczną parą z Łodzi, która też była z rowerami :)
O 1.31 mieliśmy przesiadkę w Krakowie. Ten tobor już nie był taki fajny, bo miejsca na rowery brak, a tym pociągiem jechało jeszcze 11 osób z rowerami... Kierownik pociągu miał problem z tym, że rowery stoją w przejściu, ale na szczęście odbyło się bez rękoczynów :P Przed 3.00 w nocy w końcu dotarliśmy do Katowic, ja wysiadłam, a Gary jechał jeszcze do Gliwic. Przejazd jeszcze 600 m i w domu :)
#lat=49.1368&lng=20.10996&zoom=13&type=0
Podsumowując muszę przyznać, że wypad bardzo udany, niepotrzebnie miałam wątpliwości, chociaż łatwo nie było, ale jakoś dałam radę. No i teraz nie mogę doczekać się podobnych wypadów :)
Gerlach ładnie nam pozował :)
Ze stacji cały czas podjazd do schroniska nad Popradskim Plesem.
Dojeżdżamy do rozejścia pod Symbolicznym Cmentarzem Ofiar Gór (1505 m. n.p.m.)
Postanawiamy wjechać (a raczej wejść z rowerami :)) i go obejrzeć. Znajdujemy się w tym momencie na najwyższej położonym punkcie naszej wycieczki, czyli na wysokości 1523 m n.p.m.
Następnie wracamy się i jedziemy do schroniska nad Popradskim Plesem, które znajduje się na wysokości 1500 m. n.p.m. Stamtąd prowadzi szlak na Rysy.
Z widokiem na Ostervę :)
Po odpoczynku kierujemy się w stronę Strbskiego Plesa. Generalnie to był mój pomysł, żeby iść/jechać czerwoną magistralą, bo jakoś wydawało mi się to szybciej, aniżeli mielibyśmy zjeżdżać do Popradskiego Plesa (zastavka), a stamtąd do góry nad Strbskie Pleso. Co się dziś okazało - nie jest to szlak, gdzie są dopuszczane rowery :) Trudno też się dziwić, nie był bardzo przejezdny, zwłaszcza na początku się trochę nanosiliśmy tych rowerów.
Goniła nas też wielka chmura, w oddali było słychać grzmoty, aż w końcu złapała nas ulewa, na szczęście nie trwało to zbyt długo. Im niżej schodziliśmy, tym droga była coraz lepsza, tzn. bardziej przejezdna :) W końcu wsiedliśmy na rowery i powolutku, przy okazji mocno zaciskając hamulce i uważając na śliskie korzenie zjeżdżaliśmy do Strbskiego Plesa.
Ręce i stopy strasznie bolały po tym zjeździe, ale już było niedaleko, widać było Strbskie Pleso :P
Zjechaliśmy w końcu, jednak objechać jeziorka nie zdążyliśmy, bo czas nas gonił, bo była już 15, a myśmy musieli jeszcze dojechać do Nowego Targu na pociąg na 21...
Także ostatnie zdjęcie i w tle Rysy :)
A potem już kolejką do Tatrzańskiej Łomnicy.
Bardzo się zachmurzyło, a z kolejki mieliśmy świetny widok na błyskawice w oddali... Trochę też znów popadało. W Tatrzańskiej Łomnicy wysiedliśmy, zrobiliśmy ostatnie zakupy i w drogę. Niestety pozytywnie już nie było, bo mieliśmy niecałe 4h na dotarcie do Zakopanego, żeby zdążyć na pociąg, my byliśmy zmęczeni, a mnie jeszcze zaczął boleć ząb. Ale jechaliśmy, jeszcze nas burza złapała, jednak na szczęście mocno nie padało. Ale postanowiliśmy złapać jakiś autobus i dostać się jak najbliżej Nowego Targu/Zakopanego. Za miejscowością Zdiar zatrzymał się na przystanku autokar, który akurat jechał do Zakopanego. Kierowca widząc nas przemoczonych i zmęczonych wziął nas razem z rowerami :) Także trochę oszukaliśmy, bo nie przejechaliśmy tego, co mieliśmy, ale już trudno. Dojechaliśmy do Zakopanego, tam odpoczynek w McDonaldzie (chciałam iść jeszcze na placki, ale nie zdążyliśmy :P), przebranie się i umycie w toalecie (:P), jedno zdjęcie na tle Giewontu na Krupówkach i na pociąg, który był o 21.00 :)
Wagony pełne ludzi, na szczęście udało nam się wstawić rowery do "specjalnie przystosowanego przedziału" (który był kiepsko umiejscowiony i na dodatek były tylko 3 miejsca na rowery...), a my siedliśmy sobie obok, między innymi z sympatyczną parą z Łodzi, która też była z rowerami :)
O 1.31 mieliśmy przesiadkę w Krakowie. Ten tobor już nie był taki fajny, bo miejsca na rowery brak, a tym pociągiem jechało jeszcze 11 osób z rowerami... Kierownik pociągu miał problem z tym, że rowery stoją w przejściu, ale na szczęście odbyło się bez rękoczynów :P Przed 3.00 w nocy w końcu dotarliśmy do Katowic, ja wysiadłam, a Gary jechał jeszcze do Gliwic. Przejazd jeszcze 600 m i w domu :)
#lat=49.1368&lng=20.10996&zoom=13&type=0
Podsumowując muszę przyznać, że wypad bardzo udany, niepotrzebnie miałam wątpliwości, chociaż łatwo nie było, ale jakoś dałam radę. No i teraz nie mogę doczekać się podobnych wypadów :)