Katowicka Masa Krytyczna
Piątek, 27 sierpnia 2010 Kategoria Masa Krytyczna
Km: | 12.25 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:53 | km/h: | 13.87 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kross Level A2 XT | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiaj kolejna Katowicka Masa Krytyczna, także z pracy szybko do domu i na Rynek. Pogoda od rana nie zachęcała, padało, ale w czasie Masy tylko pokropywało, także było znośnie. Na rynku stawiłam się o 17.30, a tam z 7 osób. Czekaliśmy i czekaliśmy, a ludzi nie przybywało, także ochota na Masę mniejsza. Przywędrowali też ficuś z Bartkiem, ale tym razem bez rowerów. O 18 wspólne zdjęcie (zrobione przez ficusia :P) i ruszamy.

Na Słonecznej Pętli zdjęcie całości - było nas 15 osób, szczerze mówiąc - PORAŻKA...


Sam przejazd spokojny, kulturalny, bez żadnych nieciekawych wydarzeń.

W czasie przejazdu trochę nam pokropiło, ale z cukru nie jesteśmy, przeżyliśmy :)

Na Słonecznej Pętli zdjęcie całości - było nas 15 osób, szczerze mówiąc - PORAŻKA...


Sam przejazd spokojny, kulturalny, bez żadnych nieciekawych wydarzeń.

W czasie przejazdu trochę nam pokropiło, ale z cukru nie jesteśmy, przeżyliśmy :)
Ogródek
Czwartek, 26 sierpnia 2010
Km: | 7.35 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:23 | km/h: | 19.16 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kross Level A2 XT | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś tylko na ogródek na obiad i z powrotem. Na ogródku w końcu wyczyściłam porządnie rower, lśni jak nowy :D I aż dziw mnie brał ile w na pozór czystym rowerze mam syfu :P Wyczyściłam całą kasetę, łańcuch, powyciągałam jakieś patyki i resztki ściółki, masakra :P Ale stukać nadal mi coś stuka, chociaż trochę mniej, ale nadal nie umiem zlokalizować tego dźwięku. Może piasta? Kiedyś będę musiała go oddać na przegląd...
Hałda na Kostuchnie
Poniedziałek, 23 sierpnia 2010
Km: | 34.55 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 02:06 | km/h: | 16.45 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kross Level A2 XT | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś taki spokojniejszy wypad :) Przyszłam do domu po pracy, odpaliłam komputer, a tam wiadomość od Bartka, że zamierza wybrać się na rower i jakby co, to mam dzwonić. A ja wiadomo - na rower jestem zawsze chętna, tym bardziej w towarzystwie :) Także wyjazd na 3 stawy, gdzie spotkaliśmy się w połowie asfaltu. Stamtąd w stronę Giszowca, jednak nie pojechaliśmy nad stawy, tylko skręciliśmy gdzieś w las i wyjechaliśmy na Murcki. Tam ciągle lasami, gdzie dostaliśmy się w końcu na Kostuchnę, więc rzuciłam propozycją, żeby wybrać się na hałdę. Kiedyś przypadkowo u kogoś na BS znalazłam wpis o tym, że szukali jakiegoś kesza, poszukałam po necie co to jest, znalazłam i w końcu ten geocaching mnie zainteresował :P A pamiętałam, że na hałdzie była ukryta skrzyneczka i wiedziałam gdzie mniej więcej, także wjechaliśmy i od razu wzięliśmy się za poszukiwania. W końcu ja pierwsza ją wypatrzyłam :D Zawartość może nie powalała, no ale liczy się zabawa przy poszukiwaniu :P

Tu Bartek z logbookiem:

i ja przy wpisywaniu się :P


Schowałam znowu bezpiecznie skrzynkę, objechaliśmy kawałek hałdę i znowu na dół. Pojechaliśmy w stronę Piotrowic, a potem już ścieżką rowerową na Jankego aż do parku Kościuszki. Tam chcieliśmy znaleźć kolejnego kesza przy wieży spadochronowej, no ale niestety... Szukaliśmy, szukaliśmy i nie znaleźliśmy, może za nisko szukaliśmy ;) Poddaliśmy się, a że zaczynało trochę kropić, to zebraliśmy się i każdy już w swoją stronę praktycznie pojechał. Jadąc już Mikołowską trochę padało, ale jakoś dojechałam.
Także kolejny wypad nie z tych z serii "WPKiW", jest co do czytania :P

Tu Bartek z logbookiem:

i ja przy wpisywaniu się :P


Schowałam znowu bezpiecznie skrzynkę, objechaliśmy kawałek hałdę i znowu na dół. Pojechaliśmy w stronę Piotrowic, a potem już ścieżką rowerową na Jankego aż do parku Kościuszki. Tam chcieliśmy znaleźć kolejnego kesza przy wieży spadochronowej, no ale niestety... Szukaliśmy, szukaliśmy i nie znaleźliśmy, może za nisko szukaliśmy ;) Poddaliśmy się, a że zaczynało trochę kropić, to zebraliśmy się i każdy już w swoją stronę praktycznie pojechał. Jadąc już Mikołowską trochę padało, ale jakoś dojechałam.
Także kolejny wypad nie z tych z serii "WPKiW", jest co do czytania :P
Tychy, Lędziny
Niedziela, 22 sierpnia 2010
Km: | 65.30 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 03:25 | km/h: | 19.11 |
Pr. maks.: | 48.50 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kross Level A2 XT | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiaj wypad z Radkiem. Umówiliśmy się o 16 pod Spodkiem i ruszyliśmy na Dolinę, a tam w stronę Tychów i na Lędziny. Pierwszy raz jechałam tą drogą, na Tychy zawsze jeżdżę inaczej, także było coś nowego :P Ale ogólnie droga fajna i przyjemna, dużo w terenie, potem dopiero asfalt się zaczął. W Lędzinach podjazd pod Kościół na górce, masakra, na podjazdy się nie nadaję, no ale jakoś wjechałam :P

Widoki stamtąd super, nawet Beskidy było widać ;)

]
Tu jeszcze jakaś hałda, zastanawialiśmy się, gdzie jest...

Na górze odpoczęliśmy, zjechaliśmy na dół po zapas picia i ruszyliśmy do Katowic drogą, którą już jeździłam, także co nieco kojarzyłam :P W drodze na Dolinę wstąpiliśmy jeszcze do mnie na działkę, a potem już do centrum. Radek odwiózł mnie pod dom i sam już w swoją stronę. Ale coś dziś kondycja kiepska, nie chciało mi się jeździć, nogi trochę bolały... :P

Widoki stamtąd super, nawet Beskidy było widać ;)


Tu jeszcze jakaś hałda, zastanawialiśmy się, gdzie jest...

Na górze odpoczęliśmy, zjechaliśmy na dół po zapas picia i ruszyliśmy do Katowic drogą, którą już jeździłam, także co nieco kojarzyłam :P W drodze na Dolinę wstąpiliśmy jeszcze do mnie na działkę, a potem już do centrum. Radek odwiózł mnie pod dom i sam już w swoją stronę. Ale coś dziś kondycja kiepska, nie chciało mi się jeździć, nogi trochę bolały... :P
WPKiW
Sobota, 21 sierpnia 2010
Km: | 20.13 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:00 | km/h: | 20.13 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kross Level A2 XT | Aktywność: Jazda na rowerze |
Koło 11 wpadli po mnie Raptor i Pablow z moją bluzą i razem najpierw do Uni Sportu (kupiłam lampkę w końcu! :P), a potem do parku. Zrobiliśmy 2 kółka i przy tym powkurzaliśmy się na ludzi, bo stoją, albo chodzą na całej szerokości ścieżki i nie ma jak przejechać, a i się nawet nie odsuną... Nie ma co jeździć w weekendy do parku jak jeszcze jest ładna pogoda. Potem chłopaki odwieźli mnie do centrum i zawrócili, a ja już do domu.
Bytomska Masa Krytyczna
Piątek, 20 sierpnia 2010 Kategoria Masa Krytyczna
Km: | 65.87 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:03 | km/h: | 16.26 |
Pr. maks.: | 46.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kross Level A2 XT | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rewelacyjny dzień ;) Po pracy śpieszyłam się od razu do domu, żeby szybko się przebrać i na rower. O 17.20 spotkaliśmy się z Raptorem, Starym-Młodym (:P) i Bartkiem pod City Rockiem i skierowaliśmy się do Bytomia na Masę Krytyczną. O dziwo, wyrobiliśmy się i byliśmy chyba punktualnie o 18 na Rynku w Bytomiu. Takiej średniej jak wtedy z nimi, to chyba nigdy nie miałam, choć oczywiście chłopaki się ze mnie nabijali, że to i tak nic :P Od razu na miejscu przywitaliśmy się z Dyniem, który rozdawał wszystkim balony :) Tam jeszcze spotkaliśmy Radka, który postanowił sam przyjechać, nie z nami :P Przejazd bardzo fajny, było ok. 140 osób, policja nas eskortowała i świetnie się spisała. Ogólnie cała Masa super, także ukłony dla organizatorów - Jacka i Romana! ;) Po Masie szybkie zakupy, jakieś picie i batony, i w drogę do Katowic w ekipie takiej samej jak do Bytomia, no i jeszcze z Radkiem ;) Chłopaki odwieźli mnie do domu, gdzie postanowiliśmy, że jeszcze idziemy gdzieś posiedzieć. Skierowaliśmy się na Stawową i siedliśmy sobie z Shake'ami na dworze. Potem padła kolejna propozycja - jedno kółeczko w WPKiW. Niestety ja bez przedniej lampki (muszę w końcu kupić...), także chłopaki mnie obstawili. W nocy zupełnie inaczej się jeździ niż za dnia, ale też bardzo fajnie, zacznę częściej. Także miało być jedno kółko, a wyszły dwa, po czym chłopaki odwieźli mnie do domu i sami skierowali się w swoje strony. Dzisiejszy dzień mogę zaliczyć do udanych, Masa bardzo mi się podobała i te wieczorne kręcenie w kameralnym gronie też super ;) Dzięki wszystkim za ten rewelacyjny dzień! ;)
WPKiW
Sobota, 14 sierpnia 2010
Km: | 63.22 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:05 | km/h: | 20.50 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kross Level A2 XT | Aktywność: Jazda na rowerze |
Czemu po tygodniu wstawania o 6.20 rano, kiedy chcę się wyspać w weekend, to oczywiście wstanę wcześnie? :P Także skoro wstałam, to wygramoliłam się z tego domu i ok. 8.30 wyszłam na rower. Trasa "lekko zmodyfikowana" - robiłam kółka w drugą stronę :D W parku rowerzystów brak praktycznie, jak już, to same starsze osoby, dużo natomiast biegaczy, no i jeszcze chłopak na rolkach się trafił (swoją drogą też bym tak chciała jeździć na rolkach :P). Po trzech kółkach od razu do domu. Chwilę po tym jak wróciłam dzwoni Raptor czy nie wyjdę z nim i Pablowem na rower. Także o 12 chłopaki byli już pod moją klatką. Miałam przyjemność obejrzeć ich szosy i nawet się przejechać :D Moje pierwsze słowa, to "ale lekkie" :D Maszyny super, chociaż miałam opory przed szybszą jazdą, poza tym jak siadłam na siodełku, to już i tak nie mogłam pedałować :P Heh, może i ja się kiedyś szosy dorobię... :P Z chłopakami zaś trzy kółka w parku i z powrotem do domu.
Wieczorkiem jeszcze jazda na ogródek.
Wieczorkiem jeszcze jazda na ogródek.
WPKiW
Czwartek, 12 sierpnia 2010
Km: | 19.84 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:57 | km/h: | 20.89 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kross Level A2 XT | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dwa kółka w parku. Męczy mnie jak jest tyle ludzi i trzeba każdego wymijać, bo łażą środkiem ścieżki... Poza tym ostatnio samej mi się nie chce :P
Do domu
Niedziela, 8 sierpnia 2010
Km: | 3.44 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:10 | km/h: | 20.63 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kross Level A2 XT | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ogródek - dom
Moja pierwsza setka w życiu :D
Sobota, 7 sierpnia 2010
Km: | 104.01 | Km teren: | 30.00 | Czas: | 05:31 | km/h: | 18.85 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kross Level A2 XT | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wstałam rano i doszłam do wniosku, że ładna pogoda i trzeba by się wybrać na rower. Samej mi się nie chciało nigdzie wychodzić, więc telefon do Dawida i do Hosego, czy by nie pobili ze mną setki. Hose niestety nie mógł zabrać się z nami (ale następnym razem już musimy się zgrać! :)), także wypad tylko z Dawidem. Spotykamy się po 12 pod OBI, pompujemy oponki i w drogę, naszym celem jest Pszczyna :) Zahaczamy jeszcze w Piotrowicach o sklep rowerowy, bo wkurzyłam się na mój koszyk na bidon (kto widział, ten wie :P) i musiałam kupić nowy. Stamtąd ruszyliśmy już w stronę Podlesia i dalej na Tychy. Przy rozwidleniu na Paprocany doszliśmy do wniosku, że jedziemy od razu w stronę Pszczyny. Do tego momentu błoto było straszne, dalej w sumie też nie było lepiej, musieliśmy pięknie wyglądać :P Tu właśnie ja po pierwszym błocie:

Przez Tychy przejechaliśmy spokojnie, właściwie nawet postojów nie robiliśmy. Natrafiliśmy na zerwany most, budowali dopiero nowy, dlatego przejście było po rurach (przynajmniej jakaś atrakcja :P)


Przed Pszczyną zaliczyłam niezłą glebę, przez którą jednak musieliśmy się zatrzymać i chwilkę posiedzieć. Omijałam wielką błotnistą kałużę i nagle koło mi się uślizgnęło i wleciałam prosto do tego błota, przy okazji nadziałam się o kierownicę, co skutkiem było rozdarcie i siniak długi od ramienia do samego łokcia i trochę na przedramieniu, rozdarta dłoń (bo oczywiście jeżdżę bez rękawiczek :P) i siniak i zadrapane udo. Jednym słowem wyglądam jakby mnie ktoś bił czy coś :P No ale nie daję za wygraną, posiedziałam chwilkę i ból w miarę przeszedł, więc mogliśmy jechać dalej :) Następna przerwa była dopiero przez Zamkiem w Pszczynie. Tam sesja zdjęciowa:


Dalej na rynek po coś do jedzenia i picia. Chwila odpoczynku, konsumpcja i czas na drogę powrotną.


Tym razem zatrzymaliśmy się chwilkę na Paprocanach, posiedzieliśmy, ja się w miarę umyłam z tego błota, co w sumie było zbędne, bo wracając i tak miałam zafundowane darmowe SPA, no i dalej w drogę :P


Już ciężej się jechało, bo było trochę pod górkę, jeszcze po tym błocie... Na 75 km już mały kryzys, bo strasznie zaczęły mnie boleć ramiona, jechać się nie dało. Nogi spoko, dawały radę i bardzo ładne tempo wychodziło :) W końcu dojechaliśmy do Katowic, odwiozłam Dawida na Ligotę, tam licznik wskazywał 92 km, więc postanowiłam, że nie jadę jeszcze na ogródek, tylko przejadę się w stronę Giszowca. Jednak samej mi się nie chciało jeździć, dojechałam do ławek, gdzie jest rozwidlenie na Ochojec, posiedziałam i zawróciłam. Mimo wszystko i tak setka była :) Stamtąd już na ogródek. I tak musiałam jechać naokoło, bo droga, którą jeszcze wczoraj przejechałam, dziś już była zastawiona... Także swój cel osiągnęłam, w końcu przejechałam tą swoją pierwszą setkę, a i średnia wyszła bardzo ładna :D A wrażenia i samopoczucie? Do Pszczyny super się jechało, Dawid zapodawał fajne tempo, odjeżdżał mi, ale nie tak, że go gubiłam, tak jak z niektórymi jeżdżę :P Nogi fajnie dawały radę, jak wróciłam, to nawet nie byłam zmęczona, tylko te ramiona mnie strasznie bolały, no i ta ręka na każdych wertepach, ale to już inna bajka. Także teraz będę kombinować z innymi kierunkami i na pewno nie skończy się tylko na jednej setce :P
A tu dowód, że przejechałam :P

I moja ręka na drugi dzień - takiego siniaka jeszcze chyba w życiu nie miałam :P

Przez Tychy przejechaliśmy spokojnie, właściwie nawet postojów nie robiliśmy. Natrafiliśmy na zerwany most, budowali dopiero nowy, dlatego przejście było po rurach (przynajmniej jakaś atrakcja :P)


Przed Pszczyną zaliczyłam niezłą glebę, przez którą jednak musieliśmy się zatrzymać i chwilkę posiedzieć. Omijałam wielką błotnistą kałużę i nagle koło mi się uślizgnęło i wleciałam prosto do tego błota, przy okazji nadziałam się o kierownicę, co skutkiem było rozdarcie i siniak długi od ramienia do samego łokcia i trochę na przedramieniu, rozdarta dłoń (bo oczywiście jeżdżę bez rękawiczek :P) i siniak i zadrapane udo. Jednym słowem wyglądam jakby mnie ktoś bił czy coś :P No ale nie daję za wygraną, posiedziałam chwilkę i ból w miarę przeszedł, więc mogliśmy jechać dalej :) Następna przerwa była dopiero przez Zamkiem w Pszczynie. Tam sesja zdjęciowa:


Dalej na rynek po coś do jedzenia i picia. Chwila odpoczynku, konsumpcja i czas na drogę powrotną.


Tym razem zatrzymaliśmy się chwilkę na Paprocanach, posiedzieliśmy, ja się w miarę umyłam z tego błota, co w sumie było zbędne, bo wracając i tak miałam zafundowane darmowe SPA, no i dalej w drogę :P


Już ciężej się jechało, bo było trochę pod górkę, jeszcze po tym błocie... Na 75 km już mały kryzys, bo strasznie zaczęły mnie boleć ramiona, jechać się nie dało. Nogi spoko, dawały radę i bardzo ładne tempo wychodziło :) W końcu dojechaliśmy do Katowic, odwiozłam Dawida na Ligotę, tam licznik wskazywał 92 km, więc postanowiłam, że nie jadę jeszcze na ogródek, tylko przejadę się w stronę Giszowca. Jednak samej mi się nie chciało jeździć, dojechałam do ławek, gdzie jest rozwidlenie na Ochojec, posiedziałam i zawróciłam. Mimo wszystko i tak setka była :) Stamtąd już na ogródek. I tak musiałam jechać naokoło, bo droga, którą jeszcze wczoraj przejechałam, dziś już była zastawiona... Także swój cel osiągnęłam, w końcu przejechałam tą swoją pierwszą setkę, a i średnia wyszła bardzo ładna :D A wrażenia i samopoczucie? Do Pszczyny super się jechało, Dawid zapodawał fajne tempo, odjeżdżał mi, ale nie tak, że go gubiłam, tak jak z niektórymi jeżdżę :P Nogi fajnie dawały radę, jak wróciłam, to nawet nie byłam zmęczona, tylko te ramiona mnie strasznie bolały, no i ta ręka na każdych wertepach, ale to już inna bajka. Także teraz będę kombinować z innymi kierunkami i na pewno nie skończy się tylko na jednej setce :P
A tu dowód, że przejechałam :P

I moja ręka na drugi dzień - takiego siniaka jeszcze chyba w życiu nie miałam :P
