Katowicka Masa Krytyczna
Piątek, 26 listopada 2010 Kategoria Masa Krytyczna
Km: | 9.69 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:05 | km/h: | 8.95 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 1.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kross Level A2 XT | Aktywność: Jazda na rowerze |
Bytomska Masa Krytyczna
Piątek, 19 listopada 2010 Kategoria Masa Krytyczna
Km: | 39.19 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:32 | km/h: | 15.47 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kross Level A2 XT | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rano zapowiadała się ładna pogoda, więc postanowiłam, że się przejadę na Masę do Bytomia. Telefon do Młodego i już byliśmy umówieni jak zwykle pod City Rockiem. Chwilę przed tym jak miałam wychodzić, zobaczyłam, że na dworze pada... Wcześniej nie planowałam jechać w deszczu, bo jeszcze parę dni temu miałam antybiotyki, no ale już byłam umówiona, więc tylko się ciepło ubrałam, włożyłam czapkę pod kask i w drogę. Młody już czekał na mnie, więc razem na Rynek do Chorzowa, gdzie miał się jeszcze ktoś dołączyć, ale nikogo nie spotkaliśmy, więc sami pojechaliśmy do Bytomia. Mimo pogody było ok. 60 ludzi, ze znajomych był Dynio (który zwątpił, że przyjadę! :P) i Artur. Masa spokojna, jak zwykle obstawa policji i karetki, po drodze pogawędki, także całkiem fajnie :) Już po Masie z Młodym wypiliśmy po herbatce (tym razem oboje pomyśleliśmy o termosach :P) i w drogę powrotną do Katowic. Powrót bardzo mokry i generalnie zimno już było. Przed WPKiW rozstanie, Młody do domu, a ja przez park też do siebie. Pooglądałam jak idzie budowa stadionu i zachwycałam się taką fajną mgłą dookoła.
A i muszę napisać, że to chyba była moja ostatnia Masa w Bytomiu, w grudniu już raczej będzie za zimno, a od nowego roku zostanie zmieniona data Masy i będzie się odbywać w każdy ostatni piątek miesiąca, przez co będzie kolidować z naszą Katowicką Masą. Także wiadomo, że choćby do Katowic przyjeżdżało 5 osób, a do Bytomia 200, to i tak będę jeździć do siebie. Szkoda, bo też podoba mi się w Bytomiu i ten przedostatni piątek miesiąca mógł zostać, a tak to wychodzi bez sensu... :/
A i muszę napisać, że to chyba była moja ostatnia Masa w Bytomiu, w grudniu już raczej będzie za zimno, a od nowego roku zostanie zmieniona data Masy i będzie się odbywać w każdy ostatni piątek miesiąca, przez co będzie kolidować z naszą Katowicką Masą. Także wiadomo, że choćby do Katowic przyjeżdżało 5 osób, a do Bytomia 200, to i tak będę jeździć do siebie. Szkoda, bo też podoba mi się w Bytomiu i ten przedostatni piątek miesiąca mógł zostać, a tak to wychodzi bez sensu... :/
Przed siebie
Wtorek, 2 listopada 2010
Km: | 67.63 | Km teren: | 25.00 | Czas: | 04:04 | km/h: | 16.63 |
Pr. maks.: | 50.10 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kross Level A2 XT | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pogoda nadal ładna, ciepło na dworze, więc wykorzystałam to, że ostatni dzień wolnego przed uczelnią, zebrałam się i przed 12 byłam już na rowerze. Konkretnego celu nie miałam, warunkiem były jakieś tereny, tylko nie asfalt... Pojechałam sobie tak jak ostatnio na Dolinę Trzech Stawów i tam od razu zjechałam w las.

Tym razem nie chciało mi się krążyć po terenach PKP, od razu pojechałam w stronę Murcek i wbiłam się gdzie w jakąś leśną ścieżkę, którą raczej za często nikt nie jeździł.

Miałam obawy, że w końcu ta ścieżka się skończy i w ogóle nie wiedziałam gdzie mnie doprowadzi, ale okazało się, że po przedzieraniu się przez liście, gałęzie, a nawet błoto, dojechałam do starego dworca na Murckach.

Stamtąd znowu wjechałam w jakąś leśną ścieżkę, którą mniej więcej kojarzyłam. Kolory wokół po prostu przepiękne.

W końcu dojechałam do znanej mi drogi, która prowadzi do Lędzin, także postanowiłam sobie tam pojechać, w końcu czasu miałam dużo. Zawsze mnie fascynował ten jeden odcinek, niby zwykły las, ale całkiem inny, po prostu piękny widok :)

Jadąc bałam się, że mogę się trochę pogubić, bo zawsze z kimś tam jechałam, nigdy sama, ale na szczęście wszystko było ładnie oznakowane.


W końcu dojechałam do Lędzin.

Fajna odskocznia od miejskiego zgiełku, tam same domki jednorodzinne, pola, cisza i spokój. Dojechałam do centrum, tam małe zakupy i podjechałam na górę Klimont pod Kościół św. Klemensa.

Tam parę minut odpoczynku. Szkoda, że powietrze nie było takie przejrzyste, ale i tak widoki świetne.



W końcu się zebrałam, miałam jeszcze siły, więc postanowiłam jechać przez Tychy. Czy dobry pomysł to był, to nie wiem, bo trochę się pogubiłam :P Wyjechałam na jakąś drogę szybkiego ruchu i tam praktycznie pod fabrykę Fiata. Zawróciłam jak zobaczyłam znak "Bieruń" :P Także przejechałam przez Jaroszowice i Wartogłowiec, aż dojechałam do Browarów Tyskich.

Stamtąd przez Czułów ścieżką rowerową, aż do Katowic. Wyjechałam na Kostuchnie, chciałam jeszcze zahaczyć o hałdę, ale ściemniało się powoli, a ja nie wzięłam lampek, bo nie spodziewałam się, że tak długo będę jeździć... Także przejechałam przez Kostuchnę do Piotrowic, tam już ścieżką rowerową na Jankego aż do parku Kościuszki.

Szybko przez park i Mikołowską do domu.

Wypad udany, właściwie trochę nieplanowany, trochę zdjęć zrobionych, jesienne widoki super... Miejmy nadzieję, że pogoda jeszcze trochę się utrzyma...

Tym razem nie chciało mi się krążyć po terenach PKP, od razu pojechałam w stronę Murcek i wbiłam się gdzie w jakąś leśną ścieżkę, którą raczej za często nikt nie jeździł.

Miałam obawy, że w końcu ta ścieżka się skończy i w ogóle nie wiedziałam gdzie mnie doprowadzi, ale okazało się, że po przedzieraniu się przez liście, gałęzie, a nawet błoto, dojechałam do starego dworca na Murckach.

Stamtąd znowu wjechałam w jakąś leśną ścieżkę, którą mniej więcej kojarzyłam. Kolory wokół po prostu przepiękne.

W końcu dojechałam do znanej mi drogi, która prowadzi do Lędzin, także postanowiłam sobie tam pojechać, w końcu czasu miałam dużo. Zawsze mnie fascynował ten jeden odcinek, niby zwykły las, ale całkiem inny, po prostu piękny widok :)

Jadąc bałam się, że mogę się trochę pogubić, bo zawsze z kimś tam jechałam, nigdy sama, ale na szczęście wszystko było ładnie oznakowane.


W końcu dojechałam do Lędzin.

Fajna odskocznia od miejskiego zgiełku, tam same domki jednorodzinne, pola, cisza i spokój. Dojechałam do centrum, tam małe zakupy i podjechałam na górę Klimont pod Kościół św. Klemensa.

Tam parę minut odpoczynku. Szkoda, że powietrze nie było takie przejrzyste, ale i tak widoki świetne.



W końcu się zebrałam, miałam jeszcze siły, więc postanowiłam jechać przez Tychy. Czy dobry pomysł to był, to nie wiem, bo trochę się pogubiłam :P Wyjechałam na jakąś drogę szybkiego ruchu i tam praktycznie pod fabrykę Fiata. Zawróciłam jak zobaczyłam znak "Bieruń" :P Także przejechałam przez Jaroszowice i Wartogłowiec, aż dojechałam do Browarów Tyskich.

Stamtąd przez Czułów ścieżką rowerową, aż do Katowic. Wyjechałam na Kostuchnie, chciałam jeszcze zahaczyć o hałdę, ale ściemniało się powoli, a ja nie wzięłam lampek, bo nie spodziewałam się, że tak długo będę jeździć... Także przejechałam przez Kostuchnę do Piotrowic, tam już ścieżką rowerową na Jankego aż do parku Kościuszki.

Szybko przez park i Mikołowską do domu.

Wypad udany, właściwie trochę nieplanowany, trochę zdjęć zrobionych, jesienne widoki super... Miejmy nadzieję, że pogoda jeszcze trochę się utrzyma...
Terenowo :)
Niedziela, 31 października 2010
Km: | 26.22 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 01:32 | km/h: | 17.10 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kross Level A2 XT | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pogoda na dworze była cudna, słońce świeciło, więc grzechem byłoby nie wyjść na rower. Niestety czas mnie trochę gonił, także nie pojeździłam za wiele. Celem były generalnie tereny. Pojechałam sobie na Dolinę Trzech Stawów i od razu skręciłam w las. Jesień już zawitała na dobre, doszłam do wniosku, że bezpodstawnie narzekałam zawsze na jesień :)


Dojechałam sobie do pętli autobusowej na Muchowcu i zjechałam na stary stadion. Wszystko tam pozarastane, ale jakieś zarysy i trybuny widać :) Tam obok kiedyś były jakieś knajpy czy coś, gdzie chodziłam z rodzicami i bratem jak byłam mała :P Teraz to widać tylko jakieś ruiny.

Stamtąd weszłam sobie na nasyp kolejowy i przez tory na tereny PKP.


Właściwie tam byłam pierwszy raz, ale wiedziałam, że jest tam parę ruin budynków, które podobno warto było sfotografować. Jednak dane mi fotografować nie było, bo usłyszałam "intruz na rowerze" i zobaczyłam chłopaka ubranego w moro z karabinem czy innym pistoletem :P Pojechałam dalej, no ale jeden pytał się mnie gdzie zamierzam jechać, więc zapytałam się, czy mam się stracić. Odpowiedzieli, że lepiej tak, więc podarowałam sobie zdjęcia, bo nie chciałam zostać rozstrzelana, bo nie wiem w co oni tam grali i czym. A szkoda, bo teren świetny, będę musiała tam wrócić :) Po drodze już tylko parę zwykłych ruin było, nic specjalnego.


Dalej już w stronę lasów bardziej przy Ochojcu. Trochę tam pokrążyłam, jednak musiałam lada moment zbierać się do domu, więc za daleko nie jechałam.

Ale muszę przyznać, że takie leśne ścieżki o wiele lepiej wyglądają jesienią, niż latem, chociaż teraz za bardzo nie wiadomo co znajduje się pod liśćmi, co skutkowało tym, że parę razy bym prawie leżała na ziemi.

W końcu musiałam zawrócić, z powrotem już bocznymi ścieżkami przez Dolinkę, wyjechałam przy AE, przejechałam przez Gwiazdy, koło UŚ i do domu. Przy Muzeum Śląskim jeszcze natrafiłam na ciekawy fortepian :P


Dojechałam sobie do pętli autobusowej na Muchowcu i zjechałam na stary stadion. Wszystko tam pozarastane, ale jakieś zarysy i trybuny widać :) Tam obok kiedyś były jakieś knajpy czy coś, gdzie chodziłam z rodzicami i bratem jak byłam mała :P Teraz to widać tylko jakieś ruiny.

Stamtąd weszłam sobie na nasyp kolejowy i przez tory na tereny PKP.


Właściwie tam byłam pierwszy raz, ale wiedziałam, że jest tam parę ruin budynków, które podobno warto było sfotografować. Jednak dane mi fotografować nie było, bo usłyszałam "intruz na rowerze" i zobaczyłam chłopaka ubranego w moro z karabinem czy innym pistoletem :P Pojechałam dalej, no ale jeden pytał się mnie gdzie zamierzam jechać, więc zapytałam się, czy mam się stracić. Odpowiedzieli, że lepiej tak, więc podarowałam sobie zdjęcia, bo nie chciałam zostać rozstrzelana, bo nie wiem w co oni tam grali i czym. A szkoda, bo teren świetny, będę musiała tam wrócić :) Po drodze już tylko parę zwykłych ruin było, nic specjalnego.


Dalej już w stronę lasów bardziej przy Ochojcu. Trochę tam pokrążyłam, jednak musiałam lada moment zbierać się do domu, więc za daleko nie jechałam.

Ale muszę przyznać, że takie leśne ścieżki o wiele lepiej wyglądają jesienią, niż latem, chociaż teraz za bardzo nie wiadomo co znajduje się pod liśćmi, co skutkowało tym, że parę razy bym prawie leżała na ziemi.

W końcu musiałam zawrócić, z powrotem już bocznymi ścieżkami przez Dolinkę, wyjechałam przy AE, przejechałam przez Gwiazdy, koło UŚ i do domu. Przy Muzeum Śląskim jeszcze natrafiłam na ciekawy fortepian :P

Katowicka Masa Krytyczna
Piątek, 29 października 2010 Kategoria Masa Krytyczna
Km: | 12.40 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:13 | km/h: | 10.19 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kross Level A2 XT | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiaj kolejna nasza Masa, której nie mogłam odpuścić :) Od rana pogoda nam dopisywała, w porównaniu z poprzednimi dniami było fajnie cieplutko. O 17.30 byłam już pod Teatrem, w końcu przyjechało parę ludzi, których już dawno nie widziałam. Ze znajomych był Bartek, Młody, cbol, eastern, hose, krzynio, mongo, przyjechali też po dłuższej przerwie Wydrus oraz rygi na super czerwonym składaku :)

Przed 18 wszyscy stanęli do zdjęcia, no i w drogę.

Tym razem trasa została trochę zmieniona, bo zamiast pojechać na Słoneczną Pętle, to z ronda skierowaliśmy się pod SCC i przeszliśmy (a właściwie kto przeszedł, ten przeszedł, część jechała) odcinkiem, gdzie obowiązuje zakaz jazdy rowerem.

Spod SCC zawróciliśmy i ścieżką rowerową podjechaliśmy na Sokolską, a potem w stronę pl. Wolności. Tam przeliczyłam ludzi - było ok. 47 rowerzystów, także jak na tą porę roku i temperaturę, to całkiem przyzwoicie. Reszta trasy przebiegała jak zwykle, Masa bardzo spokojna i muszę przyznać, że dla mnie jedna z lepszych. Może chodzi o towarzystwo, bo na przodzie było nam bardzo wesoło :) W końcu podjechaliśmy pod teatr, tam krótkie przemówienie, hose rozdawał mapki z trasami rowerowymi, a krzynio batoniki. Na koniec była jeszcze chwila pogadanek i wygłupów, no i do domu :P

Przed 18 wszyscy stanęli do zdjęcia, no i w drogę.

Tym razem trasa została trochę zmieniona, bo zamiast pojechać na Słoneczną Pętle, to z ronda skierowaliśmy się pod SCC i przeszliśmy (a właściwie kto przeszedł, ten przeszedł, część jechała) odcinkiem, gdzie obowiązuje zakaz jazdy rowerem.

Spod SCC zawróciliśmy i ścieżką rowerową podjechaliśmy na Sokolską, a potem w stronę pl. Wolności. Tam przeliczyłam ludzi - było ok. 47 rowerzystów, także jak na tą porę roku i temperaturę, to całkiem przyzwoicie. Reszta trasy przebiegała jak zwykle, Masa bardzo spokojna i muszę przyznać, że dla mnie jedna z lepszych. Może chodzi o towarzystwo, bo na przodzie było nam bardzo wesoło :) W końcu podjechaliśmy pod teatr, tam krótkie przemówienie, hose rozdawał mapki z trasami rowerowymi, a krzynio batoniki. Na koniec była jeszcze chwila pogadanek i wygłupów, no i do domu :P

Bytomska Masa Krytyczna
Piątek, 22 października 2010 Kategoria Masa Krytyczna
Km: | 37.73 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:27 | km/h: | 15.40 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kross Level A2 XT | Aktywność: Jazda na rowerze |
Już od dawna planowałam wybrać się na Masę do Bytomia, a i pogoda dziś była w miarę ładna, jednak za dużo chętnych na wypad nie było... Obdzwoniłam wszystkich znajomych, aż w końcu okazało się, że tylko Młody chciał jechać. O 16.45 umówiliśmy się pod City Rockiem, dołączyła się jeszcze jedna rowerzystka, i tak spokojnym tempem pojechaliśmy do Bytomia. Na miejscu byliśmy wcześniej niż zwykle nam się zdarzało być, także była chwila pogawędek i o 18 zaczęliśmy się zbierać. Przejazd mi się trochę dłużył, może dlatego, że w czasie wolnej jazdy coraz bardziej zamarzałam. W końcu dojechaliśmy do Parku Miejskiego, tam każdy mógł się posilić grochówką, a potem było zorganizowane ognisko. Po zjedzeniu kiełbasek jeszcze chwila pogawędki i z Młodym ruszyliśmy do Katowic. Zimno strasznie, mimo że byłam poubierana... Przed WPKiW rozdzieliliśmy się już z Młodym, także sama szybko przez park i do domu. Masa udana, wszystko ok, tylko te temperatury coraz niższe, będę musiała coś wykombinować, żeby tak nie marznąć...



Katowicka Masa Krytyczna
Piątek, 15 października 2010 Kategoria Masa Krytyczna
Km: | 7.51 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:44 | km/h: | 10.24 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kross Level A2 XT | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś taka troszeczkę inna Masa, bo organizowana w ramach projektu "Sto pomysłów dla Katowic". Po 17 wpadł po mnie cusek i razem podjechaliśmy pod stary dworzec przy Mariackiej. Tam wszyscy już czekali, praktycznie sami znajomi, czyli nax, Artur, cbol, Bartek, krzynio i mongo oraz Pan z klubu Wagabunda. Później dołączył jeszcze hose, ale tym razem nie na rowerze. Wszyscy razem pieszo przeszliśmy przez Mariacką, gdyż tam obowiązuje całkowity zakaz ruchu... Posłuchaliśmy chwilę występów, porozdawaliśmy cukierki i ulotki, jeszcze Artur wygłosił krótką mowę i wszyscy razem (a było nas chyba z 12 osób) najpierw przeszliśmy przez Mariacką, a następnie ruszyliśmy na ulicę. Przejazd spokojny, tempo chyba nie było takie powolne jak na normalnej Masie, no i trasa trochę skrócona. Po drodze parę osób się odłączyło, więc już w mniejszym gronie z powrotem na Mariacką, gdzie stamtąd wszyscy już do siebie.
Dolina Trzech Stawów
Czwartek, 7 października 2010
Km: | 15.82 | Km teren: | 8.00 | Czas: | 00:52 | km/h: | 18.26 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kross Level A2 XT | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiaj w miarę wcześnie skończyłam zajęcia, a że pogoda na dworze super, także postanowiłam to wykorzystać i pojeździć trochę po terenach. Skierowałam się na Dolinkę, miałam jechać w stronę lasów murckowskich, ale w końcu zrobiłam tylko rundkę po Dolinie bocznymi ścieżkami i wróciłam do domu. Mam nadzieję, że pogoda jeszcze się utrzyma, bo brakuje mi trochę tej jazdy :P
WPKiW
Sobota, 2 października 2010
Km: | 28.16 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:33 | km/h: | 18.17 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kross Level A2 XT | Aktywność: Jazda na rowerze |
W końcu wyszłam na rower :) Ostatni tydzień miałam troszeczkę ciężki, poza tym pogoda nie dopisywała, a dziś wyszło słoneczko. Także popołudniu umówiłam się z Marcinem i zrobiliśmy chyba ze 3 kółka, część w towarzystwie jeszcze jednego starszego pana. Już pod koniec trochę zamarzałam, muszę przyznać, że butki są bardzo przewiewne, co na chłodniejsze dni już nie jest takie dobre. I muszę pomyśleć nad kupnem rękawiczek z długimi palcami, zastanawiam się tylko, czy kupować zimowe, czy letnie... Mimo wszystko w zimę nie zamierzam strasznie dużo jeździć, więc lepszym rozwiązaniem byłyby letnie. Może jakieś rady? :P
Amatorskie Mistrzostwa Gliwic w Kolarstwie Górskim vol. 2
Niedziela, 26 września 2010 Kategoria Zawody
Km: | 22.80 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 01:47 | km/h: | 12.78 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kross Level A2 XT | Aktywność: Jazda na rowerze |
W piątek zadzwonił do mnie Graniu, czy wybieram się na drugą edycję zawodów do Gliwic. Jako że ostatnimi dniami była fajna pogoda, w jednej edycji już brałam udział, to od razu się zgodziłam. Dzisiaj rano już jednak tak ładnie nie było, cały czas padało. O 8.00 byłam umówiona z kolegą Grania - Michałem. Wpakowaliśmy rowery do auta i podjechaliśmy po Grania. Jadąc do Gliwic pogoda zaczynała się poprawiać, widać było już niebo, a po przyjechaniu na miejsce wyszło nawet słońce. Poszliśmy się zapisać, chłopaki dostali nowe numerki (ja miałam dalej swój 97 numer) i potem znów do auta poskładać rowery i się przebrać.

W międzyczasie przyjechali jeszcze Patio, Sito, Filip i Marcin z Asią, także była nas dość spora ekipa.
Trasa była fajna, pojechałam na objazd, ale się pogubiłam, potem chłopaki uświadomili mnie dlaczego - po prostu zmienili kierunek na przeciwny :P Także po nieudanej próbie skierowałam się w przeciwnym kierunku i spokojnym tempem objechałam całą trasę. Pod koniec wystraszyłam się, że się w ogóle spóźnię na start, ale jakoś dojechałam i miałam jeszcze chwilkę, żeby odsapnąć i psychicznie przygotować się do startu :P
Przed 12.00 start miały kategorie 16-19 i 20-30 lat, oczywiście kobiety startowały z panami, bo z dwóch kategorii było nas w sumie... 3 :P Muszę przyznać, że tym razem aż tak bardzo się nie stresowałam, ruszyłam w miarę ładnie, chociaż już po chwili byłam ostatnia (wiadome). No ale jechałam tam tak dla siebie, wiem, że do takich startów się nie nadaję. Już na samym początku był stromy zjazd, dużo korzeni i błoto, więc wszystko z buta. Zresztą ten kawałek akurat dużo ludzi pokonywało na nogach. Na zdjęciu tego tak nie widać, bo to akurat końcówka...

Dalej już było ok, chociaż wystartowałam za szybko i na początku straszna zadyszka mnie chwyciła, nie umiałam złapać tchu, więc jechałam wolniej. Potem był kolejny podjazd, który też trzeba było pokonać pieszo, całkowicie nie był do przejechania. Te wpychanie roweru do góry najbardziej mnie chyba męczyło... Później było trochę zakrętów, trasa płaska, aż wyjechało się na hałdę. Do połowy podjazdy pokonywałam, a potem koło na tym żwirze kręciło mi się w miejscu, także musiałam schodzić... Następnie zjazd z hałdy i znowu podjazd, a potem już prosto, gdzie w końcu mogłam się napić :P Generalnie trasa bardzo fajna, odważyłam się zjeżdżać z większości górek, chociaż kilka niestety pokonywałam na nogach. Ale jak na mnie, to i tak sukces :) Dalej trasa biegła znowu w lesie, błota raczej nie było za dużo, mimo że padało. W sumie tempa nie miałam zabójczego i mogłam dać więcej od siebie, bo potem już w miarę oddech mi się ustabilizował, no ale samej jakoś nie miałam motywacji, może jakbym jeszcze widziała kogoś przed sobą, to byłoby inaczej... W końcu zrobiłam jedno kółko i zaś drugie, znowu ten sam zjazd i podjazd na nogach. Na hałdzie zaczęło troszkę padać, ale właściwie zbytnio mi to nie przeszkadzało. Tam też wyprzedził mnie Patio i jakiś inny chłopak, także niestety, przykry fakt, że zostałam zdublowana musiał nadejść :P Długo za nimi nikt nie jechał, dopiero po paru minutach dogonił mnie Graniu, a za nim Michał i ktoś jeszcze. Potem tak jechałam, jechałam, zjeżdżałam, troszkę podjeżdżałam, aż w końcu pokazał się asfalt i malutki kawałeczek do mety. Przeżyć przeżyłam, było bardzo fajnie, trasa mi się podobała i nie dłużyła się tak jak ostatnio, poza tym aż tyle osób mnie nie zbublowało. Wyszło mi 11.846 km na trasie, przejechane w 50 minut. Żadna rewelacja, no ale jak na trochę podchodzenia i w ogóle jak na mnie to jest ok (i niech się śmieje kto chce :P). Postałam chwilkę z Sitem i Michałem (który był trzeci w swojej kategorii) i czekałam jeszcze aż przyjedzie Graniu i Patio. Patio oczywiście był pierwszy, Graniu spadł na 4 miejsce, bo najpierw na początku miał problemy ze sprzętem, a potem z plecami... Poczekaliśmy chwilę, bo startował Sito i Filip (kategorie od 30 lat wzwyż).

Po starcie poszliśmy jeszcze do auta, żeby troszkę się ogarnąć. No i musiało być zdjęcie z chłopakami :P

Potem szybko z powrotem na wręczenie dyplomów. Oczywiście byłam ostatnia, co nie oznacza, że nie stanęłam na podium - byłam 2. Żadna satysfakcja, no ale cóż... Dostałam dyplom, a oficjalne zakończenie i wręczenie nagród będzie 17 października.

Po wręczaniu dyplomów czekaliśmy aż reszta skończy wyścig. W międzyczasie zaczęło padać, także mało ludzi zostało. W końcu wszyscy przyjechali i znowu nagradzanie, a potem losowanie upominków (niestety się nie załapałam :P).


Potem już tylko do auta, wsadzenie rowerów, przebranie się, pożegnanie z chłopakami i do Katowic, już niestety w deszczu. Najpierw do Grania na Kokociniec, a potem już z Michałem do centrum.
Rower cały ubłocony, auto też trochę pobrudzone, także będę się musiała zabrać za całkowite czyszczenie... :P

W międzyczasie przyjechali jeszcze Patio, Sito, Filip i Marcin z Asią, także była nas dość spora ekipa.
Trasa była fajna, pojechałam na objazd, ale się pogubiłam, potem chłopaki uświadomili mnie dlaczego - po prostu zmienili kierunek na przeciwny :P Także po nieudanej próbie skierowałam się w przeciwnym kierunku i spokojnym tempem objechałam całą trasę. Pod koniec wystraszyłam się, że się w ogóle spóźnię na start, ale jakoś dojechałam i miałam jeszcze chwilkę, żeby odsapnąć i psychicznie przygotować się do startu :P
Przed 12.00 start miały kategorie 16-19 i 20-30 lat, oczywiście kobiety startowały z panami, bo z dwóch kategorii było nas w sumie... 3 :P Muszę przyznać, że tym razem aż tak bardzo się nie stresowałam, ruszyłam w miarę ładnie, chociaż już po chwili byłam ostatnia (wiadome). No ale jechałam tam tak dla siebie, wiem, że do takich startów się nie nadaję. Już na samym początku był stromy zjazd, dużo korzeni i błoto, więc wszystko z buta. Zresztą ten kawałek akurat dużo ludzi pokonywało na nogach. Na zdjęciu tego tak nie widać, bo to akurat końcówka...

Dalej już było ok, chociaż wystartowałam za szybko i na początku straszna zadyszka mnie chwyciła, nie umiałam złapać tchu, więc jechałam wolniej. Potem był kolejny podjazd, który też trzeba było pokonać pieszo, całkowicie nie był do przejechania. Te wpychanie roweru do góry najbardziej mnie chyba męczyło... Później było trochę zakrętów, trasa płaska, aż wyjechało się na hałdę. Do połowy podjazdy pokonywałam, a potem koło na tym żwirze kręciło mi się w miejscu, także musiałam schodzić... Następnie zjazd z hałdy i znowu podjazd, a potem już prosto, gdzie w końcu mogłam się napić :P Generalnie trasa bardzo fajna, odważyłam się zjeżdżać z większości górek, chociaż kilka niestety pokonywałam na nogach. Ale jak na mnie, to i tak sukces :) Dalej trasa biegła znowu w lesie, błota raczej nie było za dużo, mimo że padało. W sumie tempa nie miałam zabójczego i mogłam dać więcej od siebie, bo potem już w miarę oddech mi się ustabilizował, no ale samej jakoś nie miałam motywacji, może jakbym jeszcze widziała kogoś przed sobą, to byłoby inaczej... W końcu zrobiłam jedno kółko i zaś drugie, znowu ten sam zjazd i podjazd na nogach. Na hałdzie zaczęło troszkę padać, ale właściwie zbytnio mi to nie przeszkadzało. Tam też wyprzedził mnie Patio i jakiś inny chłopak, także niestety, przykry fakt, że zostałam zdublowana musiał nadejść :P Długo za nimi nikt nie jechał, dopiero po paru minutach dogonił mnie Graniu, a za nim Michał i ktoś jeszcze. Potem tak jechałam, jechałam, zjeżdżałam, troszkę podjeżdżałam, aż w końcu pokazał się asfalt i malutki kawałeczek do mety. Przeżyć przeżyłam, było bardzo fajnie, trasa mi się podobała i nie dłużyła się tak jak ostatnio, poza tym aż tyle osób mnie nie zbublowało. Wyszło mi 11.846 km na trasie, przejechane w 50 minut. Żadna rewelacja, no ale jak na trochę podchodzenia i w ogóle jak na mnie to jest ok (i niech się śmieje kto chce :P). Postałam chwilkę z Sitem i Michałem (który był trzeci w swojej kategorii) i czekałam jeszcze aż przyjedzie Graniu i Patio. Patio oczywiście był pierwszy, Graniu spadł na 4 miejsce, bo najpierw na początku miał problemy ze sprzętem, a potem z plecami... Poczekaliśmy chwilę, bo startował Sito i Filip (kategorie od 30 lat wzwyż).

Po starcie poszliśmy jeszcze do auta, żeby troszkę się ogarnąć. No i musiało być zdjęcie z chłopakami :P

Potem szybko z powrotem na wręczenie dyplomów. Oczywiście byłam ostatnia, co nie oznacza, że nie stanęłam na podium - byłam 2. Żadna satysfakcja, no ale cóż... Dostałam dyplom, a oficjalne zakończenie i wręczenie nagród będzie 17 października.

Po wręczaniu dyplomów czekaliśmy aż reszta skończy wyścig. W międzyczasie zaczęło padać, także mało ludzi zostało. W końcu wszyscy przyjechali i znowu nagradzanie, a potem losowanie upominków (niestety się nie załapałam :P).


Potem już tylko do auta, wsadzenie rowerów, przebranie się, pożegnanie z chłopakami i do Katowic, już niestety w deszczu. Najpierw do Grania na Kokociniec, a potem już z Michałem do centrum.
Rower cały ubłocony, auto też trochę pobrudzone, także będę się musiała zabrać za całkowite czyszczenie... :P